sobota, 8 września 2012

16.32

Mark wszedł do małej, białej klitki. Na środku mieściło się szpitalne łóżko , na którym spał Jason Bross. Teraz jednak jego ciało przypominało bardziej plastikowego manekina, którego używał do ćwiczeń podczas nauki w colage'u niż ludzką istotę. Leżał sztywny,przykryty do pasa kołdrą. dookoła głowy  wiły się rurki umożliwiające życie. Ciężko było patrzeć jak tak młody chłopak spędza tu już któryś miesiąc z kolei. A wydawało by się, że jeszcze nie cały rok temu był okazem zdrowia. Położył kartę swojego pacjenta na stoliku znajdującym się po lewej stornie łoża i podszedł do niego z drugiej strony. Delikatnie zdjął bandaż z głowy i wyrzucił go do pojemnika z czerwoną nalepką, która mówiła " Odpadki Medyczne". Jego oczom ukazały się wielkie,bordowe strupy. Niektóre z ran wyglądały na świeże. Szczególnie poziome nacięcie nad lewą skronią. doktor wyjął nową gazę i zawiązał ją nieco leciej. Usłyszał ciche,lecz dość donośne chrapnięcie i gwałtownie się obrócił. Za nim siedział Hayden, najlepszy przyjaciel Bross'a. Hayden Worren jest miedzianowłosym, chudym maturzystą - nie dziwił się czego wiecznie mu dokuczają. Ma taką drobną budowę. Wcześniej rzadko tu bywał. Przychodził jedynie w weekend'y, mówiąc, że przygotowuję się od testu i nie starcza mu czasu na to co najważniejsze. Od czerwca bywał tu regularnie i przesiadywał tu całe dnie. Spotkanie skończyły się, gdy koszty leczenia wzrosły a matka zastępcza Bross'a nie mogła się wypłacić. Jako jego przyjaciel zaoferował się zapłacić, oczywiście bez wiedzy leczonego, gdyż ten kategorycznie mu tego zabronił. We wrześniu jednak stan niepokojąco się pogorszył - Hayden zapłacił tyle ile miał  i nie spuszczał chorego na krok. Mark wrócił myślami do do pacjenta. Poprawił gruba rurę umieszczoną poniżej tchawicy.
- Wszystko w porządku, doktorze ? - zapytał Hayden.
- Stan nie jest najlepszy - odwrócił się Mark Sullivan - ale stabilny.
Chłopak spiął wargi  i przytaknął głową na znam przyjęcia wiadomości.
- Mogę cię o coś spytać, Hayden ? - podszedł Sullivan nieco bliżej, po czym zajął sąsiednie krzesło.
- Oczywiście - Worren podniósł się i wyprostował. - Mamy dokładnie drugą szesnaście w nocy - przerwał na moment - Czy twoi rodzice nie martwią się , że tak późno wracasz do domu ?
-ależ doktorze - zaśmiał się życzliwie - Ja nie wracam do domu.
Mark spojrzał na niego z przymrużonymi oczami. - Czyli nocujesz tutaj ? Na tym krześle ? - wskazał na zajęte miejsce.on jednak nie odpowiedział, po chwili tylko pokiwał głową.
Niezręczne milczenie przerwał budzący się Jason. Zanim Mark zdążył się obejrzeć, Hayden stał już przy swoim przyjacielu.
- Hayden - uśmiechnął się Bross  - Jesteś jak mój cień. Mówiłem ci, idź się przespać do własnego łóżka.
Osłonił usta dłońmi automatycznie, gdy zaczął kaszleć.
- Spokojnie - przyjaciel położył mu rękę na ramieniu - Nie przemęczaj się, masz gumową rurę w gardle.
Jason dotknął opuszkami palców szyi. Wyczuł zaczynającą się dziurę do której wpada przewód.
- Panie Bross - zaczął lekarz przyglądający się wcześniej tej krótkiej rozmowie. wstał z krzesła i stanął na przeciwko chłopców - Nie mam za dobrych wieści. Zgłosił się pan do nas z wielkim bólem głowy,zmęczenie, które kilka razy skończyło się omdleniem oraz zaburzeniami widzenia. Rezonans wykrył guz i nie wątpliwie jest on usunięty.
- Tak, zgadza się - powiedział Jason - Miałem również problem ze skupieniem się.
Lekarz przejechał palcem po zapisanej karcie pacjenta. Zatrzymał palcem w pewnym momencie i zastukał w to miejsce dwa razy.
- Taj, jest. Zaburzenia koncentracji - powiedział po czym zaczął wertować kartkami - Później pojawiła się również epilepsja.
- Czyli co ? - otworzył szeroko oczy.
- Padaczka - wtrącił Hayden, stojący obok.
-Miałem nie dawno zabieg, jak pan wspomniał. więc do czego pan zmierza ? - zaniepokoił się chory - Zrobił pan mi nawet zbędne badania.
- nie zwróciłem uwagi na pańskie wcześniejsze dolegliwości, gdyż jestem neurochirurgiem. Nie dawał mi jednak spokoju pański stan więc zajrzałem głębiej. To znaczy, przejrzałem przebyte choroby z ostatnich czterech lat - Otworzył inny klaser - Miał pan powtarzające się zapalenie płuc, szczęśliwie wyleczone. Ponad to już któryś raz słyszę to podejrzane krztuszenie się.
- Sugeruje pan, że znów mogę mieć zapalenie płuc ? - zapytał chłopak podnosząc się z łóżka.
- Na razie nie mogę nic zasugerować - zabrał wszystkie karty i udał się do wyjścia Zatrzymało go na chwilę ciche łkanie.
- uważa pan, że ten mały guz mózgu był jedynie przyrzutem? - zapytał w płaczu Hayden.
Mark miał wrażenie, że skóra mu blednie. Nerwowo ściskał papiery i przygryzał dolna wargę. Starał się zachować kamienną twarz ale młody Worren jakby czytał mu w myślach.
- Proszę być z nami szczery - powiedział głośniej, widząc iż lekarz nie reaguje - wiem, co oznaczają przerzuty.
- Interesujesz się medycyną ? - doktor Sullivan próbował wykręcić się od odpowiedzi.
- On chcę zostać lekarzem - wtórował Jason, który poczuł, że wreszcie nadąża za rozmawiającymi mężczyznami.
Niech pan nie zmienia tematu - wytarł oczy rękawem - Jest pan jego lekarzem - na te słowa wskazał na przyjaciela - Musi go pan informować na bieżąco.
- nie mów mi co mam robić - obruszył się Mark. Podrapał się w szyję i krzyknął - Jesteś tylko głupim nastolatkiem po egzaminach. Nie pouczaj  chirurga po studiach, stażu i rezydenturze co powinien zrobić. tak, myślę, że to przerzut . Tym między innymi charakteryzuje się rak płuc.
- Czyli guz, który wycięliście był nie kompletny ? - powiedział Jason rozpaczliwym tonem.
- zrobimy zdjęcie klatki piersiowej, a jeśli to okaże się niewystarczające wykonamy bronchofiberoskopie.
Jason ponownie wytrzeszczył oczy.
Doktor otworzył usta w celu wyjaśnienia, lecz Hayden mu przerwał.
- Wsadzą ci maleńki przewodzik do gardła. Na jego czubku będzie kamera, dzięki której będą mieli bezpośredni wgląd na przełyk i płuca.
*    *     * 
- Mógłbyś zadzwonić do Emmy - zapytał Jason, Hayden'a.
Hayden obracał telefon komórkowy w dłoniach.
-Myślałem, że już dawno z nią rozmawiałeś - powiedział ociągając się.
- Owszem - pokiwał głową. Hayden patrzył na niego zbolałymi oczami. Przedtem ciężko było na niego patrzeć, teraz jednak serce się kraje. Wcześniej miał promieniejące zielone oczy, teraz szare tęczówki spoglądały na świat spod ciężkich powiek. Jego lśniące, miodowe włosy zniknęły a zamiast nich pojawiła się biała gaza. Każdego lata jego skóra nabierała oliwkowego koloru. tego roczne wakacje spędził pod szpitalnym dachem z pielęgniarkami i igłami - Chciałbym jednak się z nią pożegnać osobiście. Jest taka cudowna.
Hayden wziął głęboki oddech i wykręcił numer Emmy Bermingston stopniowo wypuszczając powietrze.
  *          *           *
- Mamusiu ! - mała, blond dziewczynka pociągnęła swoją mamę za rękaw - ona nazywa się tak jak ty.
- Nie chcesz usłyszeć co było dalej ? - powiedziała kobieta, łapiąc swoją córeczkę za maleńką rączkę.
Dziewczynka uśmiechnęła się do mamusi i usiadła wygodnie na ławce. Wtuliła się w jej ramię  i spoglądała przed siebie. . Przed jej oczami rozciągały się wysokie drzewa, dające cień nagrobkom. Były duże, małe, szare, czarne, marmurowe. po chwili spojrzała na mamusię  i powiedziała :
- Opowiadaj dalej.
   *             *             *
- Powiedziała, że jest zajęta - powiedział Hayden rozłączając się.
Jason pociągnął głośno nosem.
- Nigdy jej nie obchodziłem - z jego oczu poleciało kilka łez.
-
Nie zasługuje na ciebie - powiedział siedzący obok przyjaciel i poklepał go po ramieniu.
- wiem, że to głupie. nie powinienem teraz się rozklejać ale nikt mnie nigdy nie kochał. - zachlipał rozpaczliwie. Z trudem uniósł rekę i wytarł mokre oczy. Mięśnie płonęły, kończyny odmawiały posłuszeństwa, każdy oddech był wielkim cierpieniem. Rak. Rak opanował wszystko - A teraz umieram. po mimo, że żyłem zdrowo, nie byłem w nałogu, ćwiczyłem, zdrowo jadłem. Robiłem wszystko jak trzeba.
Wybuchł płaczem. Patrząc na to zrozpaczony Hayden poszedł za jego przykładem, ściskając jego dłoń.
- Ja cię kocham - uśmiechnął się i spuścił głowę. po policzkach spływały mu drobne łzy, niczym poranna rosa ze ździebełka trawy.
- Dzięki za pocieszenie ale chodziło mi o te prawdziwą miłość. Te jedną, jedyną. - Jason spojrzał na Haydena. ten jednak wciąż wbijał wzrok w podłogę. Lekarze nie dawali Jasonowi długiego terminu. Powiedzieli wprost, że rak rozprzestrzenia się za szybko. Właściwie śmierć może przyjść w każdej chwili.- Kocham cię - powtórzył po chwili- Kocham cię. Nigdy nie miałem odwagi ci to powiedzieć. Nie spróbowałem nawet. - próbował mówić ale łzy napływały coraz bardziej. Jąkał się i sporadycznie pociągał nosem - Tak bardzo cię kocham, dlatego siedzę tu cały czas i  nie spuszczam cię z oczu - ścisnął obiema dłońmi rękę Jasona i ucałował ją. Padł na niego łkając bez przerwy. Po chwili poczuł ja dłoń przyjaciela spoczywa na jego karku. Zapłakał głośniej. Podniósł się, wypuszczając tym samym uwięzioną dłoń chorego. Otwartymi rękoma chwycił twarz Jasona i ucałował ją . Jason najwyraźniej  odwzajemnił pocałunek.
- Kocham cię, Jason - szepnął mu do ucha.
Objął go delikatnie. Trzymał głowę przez chwilę na jego ramieniu. oparł się łokciem o kant łóżka, by móc spojrzeć mu w oczy. Powieki Jason'a opadły. Oddech zamilkł, a wcześniejsze ciche i powolne uderzenia serca stały się  całkowicie niesłyszalne. - Jason - krzyknął przestraszony Hayden - Nie zostawiaj mnie, proszę.
Jego skóra wcześniej sina - teraz całkowicie blada jak ściana pomieszczenia w którym się znajdowali. Hayden podjął próby reanimacji w rozpaczy nie przestając krzyczeć imienia leżącego. W pewnym momencie podniósł się  i powiedział:
- Godzina zgonu - szesnasta trzydzieści dwie -  po czym nacisnął alarm mieszczący się po drugiej stronie pokoju. Sygnał rozległ się pulsującą syreną a on bezwładnie opadł na ciało Jasona. nie płakał już. Po prostu patrzył się w przestrzeń.
    *              *               *
- widzisz tego pana - powiedziała matka, wskazując mężczyznę w długim płaszczu, przechadzający się alejkami. - To Hayden Worren.
Dziewięciolatka podniosła się by lepiej widzieć.
- przychodzi tu codziennie o szesnastej trzydzieści dwie - ciągnęła kobieta.
- A czy ty byłaś jego, to znaczy Jason'a Emmą ? - spojrzała na mamę.
- Tak - powiedziała - to już piętnasta rocznica jego śmierci.
 -A co się stało z tym panem ? - na te słowa spojrzała na Hayden'a. nie był już takim chudym, zakochanym nastolatkiem. Miał lekki zarost, krótsze włosy, nabrał na masie, choć głównie to mięśnie.
- Jest lekarzem - wyjaśniła kobieta - prowadzi szpital. klinikę nowotworową imienia Jason'a Bross'a .
- Dlaczego opowiedziałaś mi o tym, teraz ? - dziewczynka stanęła naprzeciwko Emmy. Kobieta poprawiła kołnierz jej płaszczyka.
 -Spytał mnie kilka dni temu co to jest miłość - złapała córeczkę za rękę, po czym udały się alejką do mieszkania.